Ostatni miesiąc każdego roku to czas podsumowań ale też pożegnań z Tymi którzy zakończyli swoją ziemską wędrówkę i spoczywają w pokoju. 10 września br. tuż przed przyjazdem do Wrocławia  praktykantów 

 

Pan ze Lwowa Pan Bóg powołał do siebie śp. Panią Marię Dębogórską. Pani Maria należała do grona osób które gościły  w swoich domach praktykantów z Ukrainy i w tym roku miała u Niej zamieszkać już piąta praktykantka. 9 września zadzwoniła by potwierdzić swoją obecność na jubileuszu Fundacji, ale niestety plany Boże były  inne, były wielkim zaskoczeniem dla nas, dla Rodziny a może i dla samej Pani Marii. Pan Bóg przyszedł do Niej we śnie i zabrał do siebie.

Pani Maria bardzo się angażowała w działalność parafialnego zespołu Caritas. Przy czym wszystko co robiła, robiła bez rozgłosu. Dlatego Ksiądz który przewodniczył Mszy Św. pogrzebowej powiedział o P. Marii: „żyła cicho i pięknie, i cicho, i pięknie odeszła. W ostatniej drodze na miejsce spoczynku brały udział dwie praktykantki ze Lwowa,  Sabinka (tak P. Maria zdrobniale Ją nazywała), która była pierwszą praktykantką mieszkającą na ul. Wesołej, oraz Ania, ostatnia praktykantka z ubiegłego roku. W ostatniej naszej rozmowie telefonicznej P. Maria dziękowała za możliwość uczestniczenia w majowym wyjeździe do Lwowa, gdzie bardzo Jej się podobało. To co zobaczyła i to co przeżyła dało Jej wielką radość słyszalną nawet w Jej głosie.

Pani Maria była osobą radosną, często się uśmiechającą i bardzo życzliwą dla wszystkich. I taką właśnie będziemy Ją pamiętać.

Iwona S.


Przesyłam kilka słów o pani Marii Dębogórskiej, a właściwie Marysi (bo zaproponowała mi, żebyśmy mówiły sobie po imieniu).   Niestety znałam Ją bardzo krótko - poznałyśmy się na naszej kilkudniowej wycieczce do Lwowa i planowałyśmy się spotkać we Wrocławiu, ale ciągle coś stawało na przeszkodzie.  Miałyśmy się wreszcie  spotkać na jubileuszu Fundacji.
Chyba od razu jak się poznałyśmy, doszłam do wniosku, że jest to jedna z najbardziej bezinteresownych osób jakie znam - niczego dla siebie nie żądała, czy oczekiwała, czy domagała się - odwrotnie: chętna do pomocy, uczynna, także w takich drobnych - ale mówiących o człowieku - błahostkach jak np. kto pójdzie najpierw do łazienki i itp. Sprawach. I pomyślałam sobie o słowach Ewangelii, że kto w małych sprawach jest  wierny - będzie taki też i w wielkich. Wiele opowiadała mi o swojej rodzinie, dzieciach, wnukach, także o dzieciństwie spędzonym w trudnych warunkach i wielkim wysiłku,  i trudach poniesionych, żeby  zdobyć  wykształcenie.  A wiem, że była bardzo cenionym pracownikiem, zresztą bardzo lubiła swoja pracę i pracowała do ostatnich chwil życia. Ponieważ obie byłyśmy zaangażowane w działalność Caritas dzieliłyśmy się naszymi doświadczeniami.  Ale nie tylko Caritas - z podziwem słuchałam, jak wielu ludziom i z jak wielkim zaangażowaniem pomagała. To samo zresztą powtórzyły  osoby, które wspominały Ją w czasie pogrzebu. Gdy usłyszałam o Jej śmierci – to była to bardzo smutna wiadomość, ale od razu pomyślałam sobie, że Ona już jest z Panem Bogiem, a łaską Bożą jest to, że nie cierpiała przed śmiercią z powodu choroby. I myślę podobnie jak ksiądz, który powiedział, że na taką śmierć trzeba sobie zasłużyć.   Modliliśmy się za Nią, były odprawione w Jej intencji msze św., ale myślę, że bardziej niż Ona - to my potrzebujemy Jej wstawiennictwa za nas.
Maria N.